Książeczka z półki znajomych bliźniaków. Kiedyś, jeszcze całkiem niedawno opiekowałam się owymi bliźniakami. Kiedy maluchy bawiły się same [wyrzucając wszystko z pojemników na zabawki, wywracając wszystko co się da do góry nogami, czasami kłócąc się niemiłosiernie o zabawki ;)], a ja siedziałam w bezpiecznym miejscu i czytałam im książeczki. Jedną z nich była Historia o gałgankowej Balbisi. Historia bardzo cieplutka. Opowiada o tym, jak starsza pani z poddasza szyje sobie z gałganków laleczkę, wyszywa buzię i oczy (jeśli dobrze pamiętam), a policzki farbuje sokiem z buraków (to dobrze pamiętam). Laleczkę nazywa, jak się można domyśleć, Balbisia. Niestety, Balbisia posadzona na parapecie z jakiegoś powodu (chyba przeciąg) spada za okno. A tam porywa ją pies, który myśli, że to kawałek mięsa (albo kiełbasy, nie pamiętam dokładnie), a rzeźnik i inni zaalarmowani ludzie gonią psa, bo myślą, że coś ukradł ze sklepu mięsnego. ;) W końcu pies się zorientował, że porwał nie jedzonko, a laleczę i zostawia ją pod płotem na jakiejś polnej drodze. Ale nie ma obawy, Balbisia ma same miłe przygody. :)
Historia gałgankowej Balbisi - Janina Broniewska
Ilustracje - K.M. Sopoćko.
ISBN - brak
Czytelnik.
1955, Wydanie V
Przez ilustracje przypomniała mi się książka "Kichuś majstra Lepigliny" Porazińskiej. Nie pamiętam kto ilustrował, ale obrazki wyglądały na jakieś drzeworyty czy coś w tym stylu. Fajne, klimatyczne, czarno-białe. To była chyba taka polska, gliniana odpowiedź na drewnianego Pinokia :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam 'Kichusia', ale pewnie kiedyś przeczytam, bo czytam znajomym dzieciom, to czego nie czytałam w dzieciństwie. :)
Usuń