piątek, 27 lutego 2015

104! Taki łup. :)

                  W poprzedni piątek poszliśmy sobie z Żuczkiem do biblioteki, dział dziecięcy. :) Żuczek szalał wśród innych dzieci, a ja sobie siedziałam na krzesełku gotowa wkraczać z interwencją, gdyby coś się działo. Żuczek akurat ryzował zawzięcie kredą po tablicy, kiedy przyszedł pan z dwoma siatami książeczek dla dzieci. Chciał je oddać bibliotece, ale biblioteka takich nie przyjmuje. Pan ze smutkiem czy ma je spalić. Uprzejme pani bibliotekarka podpowiedziała, że może spróbować w antykwariacie. Wystrzeliłam jak z procy. Pan chce je oddać? A mogę spojrzeć? Przeleciałam na szybkiego, bo jeden rzut okiem wystarczył, żebym wiedziała, że biorę wszystkie. :) Pan się ucieszył, że książki komuś się przydadzą. :) Oczywiście nie mogłam zabrać od razu ze sobą książeczek, bo mam tylko dwie ręce, a potrzebowałabym co najmniej trzech, żeby jakoś wsiąść z Żuczkiem do autobusu. Pani bibliotekarka zaproponowała, że przechowa książki. I tak wróciłam po nie po południu z solidnymi torbami na zakupy, bo pan przyniósł je w foliowych siatkach, a nie miałam ochoty zbierać książek z chodnika, jakby się któraś torba rozerwała. Ciężkie to było. 
                   Muszę przyznać, że odnawianie biblioteczki z dzieciństwa wciągnęło mnie do tego stopnia, że stało się to moim hobby i rozwinęło ponad zakres książeczek, które miałam w dzieciństwie. Lubię wyszukiwać dla mnie nowe/stare pozycje, a które mogą znać np. moi znajomi. A czasami taki, których nie zna nikt kogo ja znam. :) I choć wśród tych przytarganych z biblioteki znalazłam tylko kilka, które miałam w dzieciństwie i które udało mi się po latach odnaleźć, to nie mam się z czego cieszyć. A duble dostanie w swoim czasie córeczka znajomych. :)

Gdy przyniosłam torby z książkami do domu,
 koty zrobiły inspekcję wzrokowo-węchową.
Szczególnie Pirat był drobiazgowy w inspekcji. ;)


A o to książeczki,
niestety stół za mały, 
więc nie widać dokładnie wszystkich.
 Oczywiście nie mogło zabraknąć na zdjęciu Ragnusa. ;)